ślub małżeństwo
Postanowiłam zacząć pisać bloga..kiedyś pisałam pamiętnik ale zbyt wiele mnie to kosztowało. Zbyt dużo złych wspomnień, które uwieczniając na kartce papieru bolały jeszcze bardziej. Przestałam pisać ale wszystko wróciło. Zbyt dużo myśli kłębi się we mnie, niewypowiedzianych słów, które burzą się we mnie jak spienione fale...
Zacznę może od tego dlaczego wyznania czarownicy. Ci którzy mnie znają mówią, że mam coś z czarownicy.. jedni nazwą to czary a ja po prostu intuicją. Jak coś powiem to w większości przypadków tak się sprawdza.
O czym to ja chciałam dzisiaj napisać? Otóż o ślubach i nowej drodze życia. Ślub dla większości z nas to najpiękniejszy dzień w życiu. Oczywiście jeśli nie jest wymuszony ciążą czy innymi sprawami. U mnie to był ślub z wielkiej miłości. Nie byłam w ciąży a pan młody zakochany do szaleństwa. Wielka ceremonia, biała suknia, przysięga w Kościele.. wszystko poszło jak po maśle. Mówią, że jaka pogoda na ślubie takie całe małżeństwo. Sama nie wiem czy w to wierzyć? U mnie było słonce na czas przysięgi, potem deszcz a na końcu burza z piorunami. Ten wyjątkowy dzień, kiedy mówimy TAK przed obliczem Boga to początek nowej drogi. Każdy pełen nadziei wkracza w nowy etap życia. A tak naprawdę to początek walki o to by w miarę jak upływają lata, nie utracić wspólnej ścieżki życia. I nie wiem jak to jest, że jedni potrafią przejść przez całe życie razem, na jednej krętej ścieżce życia i potrafić zmieniać się razem. A inni jakoś w tym swoim wspólnym życiu się rozmijają. Mieszkają pod jednym dachem, mając mnóstwo wspólnych spraw, a jednak zmieniać się i rozmijać na tych swoich ścieżkach.
Chciałabym za lat -dzieści jako staruszka iść ze swoim dziadkiem pod rękę zakochana. By mój mąż patrząc na moją pomarszczoną twarz, widział mapę naszej miłości, a w moich oczach cały swój świat...
Czy tak będzie? Nie wiem, i chyba nikt mi na to nie odpowie... U nas bywa różnie. Wielka miłość a gdy pojawiło się dziecko i obowiązki z tym związane to wtedy pojawiły się schody. Trzeba było dorosnąć a ktoś tu stawiał opór. Bywają dni dobre kiedy jestem naprawdę szczęśliwa a bywają też takie kiedy zupełnie opadam z sił i myślę sobie że dłużej tak nie dam rady.
Ostatnio była wielka kłótnia. Mój mąż po pracy wielce zmęczony ciągle zalegał na kanapie. A że dziecko potrzebuje ojca...nie ważne. Zwracałam mu uwagę ale cóż słyszałam "dramatyzujesz, znowu masz okres". Nie wiedziałam jak to się stało że tak się rozminęliśmy.. Wymagania od żony a i owszem, przecież żona ma obowiązek wobec męża...pranie, sprzątanie, gotowanie, obiadki sratki a mąż zarabia i ma prawo być zmęczony. Ja wszystko rozumiem. Siedzę w domu i nic nie robię więc zmęczona nie jestem. Ok. Niech tak będzie. Czekam więc z niecierpliwością na NIEDZIELĘ. Niedziela to dzień wolny od pracy więc liczę na to że to będzie dzień spędzony z rodziną. Może jakiś spacer i zabawy z dzieckiem na dywanie, wieczorem film. I cóż za niespodzianka. Mój szanowny mąż niedzielę ma na odpoczynek - czytaj leżenie na kanapie bo przecież musi odpocząć po całym tygodniu pracy. I znowu sama. Sama na spacerze, widząc małżeństwa z dziećmi chce mi się wyć. Ale to nic, przełykam gorzką pigułkę i uśmiecham się do dziecka bo nie chce aby widziało ból w moich oczach. Mija jedna niedziela, druga, trzecia, dziesiąta... aż w końcu mówię dość. Albo coś się zmieni albo.. tłumaczyłam, prosiłam, kłóciłam się. Nic nie dało. Ściana, mur. Rozmawiałam z teściową i opowiedziałam jej o wszystkim. Poprosiłam o interwencję w mojej sprawie. Uprzedziłam ją, że jeśli się nic nie zmieni to ja od niego odejdę, bo nie mam zamiaru być tylko sprzątaczka i służącą, bo w przysiędze małżeńskiej nie ma o tym żadnej wzmianki a o miłości, szacunku, opiece wzajemnej i owszem. A tu nawet głupiej kawy w niedzielę rano nie mogę się doprosić. Za jakie grzechy? Pytam samej siebie. Po rozmowie teściowej zmieniło się na lepsze. Co dzień rano kawa do łózka. Aż mnie zatkało. Po pracy zabawy na dywanie z dzieckiem. Jak się czujesz kochanie i takie tam. Kiedyś zapytał się mnie czy tylko o to mi przez ten czas chodziło? Wielce zdziwiony że tak niewiele potrafi kobietę uszczęśliwić. eh faceci..
Mijały dni i było wspaniale. Sylwester mieliśmy spędzić w domu. Chipsy, popcorn i łakocie kupione. Wszystko zaplanowane. Wieczorem wpada sąsiadka z zaproszeniem, że skoro siedzimy w domu to abyśmy wpadli do nich. Wstępnie się zgodziłam ale nie wiedziałam co pan mąż na to. On oczywiście wkurzony bo jak mogłam się zgodzić. Ja zaskoczona propozycją nawet nie zdążyłam się wykręcić. Telefon dzwoni oczywiście w najmniej odpowiednim momencie..koleżanka z problemami sercowymi. Ja pani psycholog amator czynny całą dobę..ehh a mąż co robi. Wsiada w samochód i jedzie do szanownej teściowej. Nawet nie zdążyliśmy porozmawiać a on obrażony zawinął się i pojechał. Ja w szoku. Az nie wiem co powiedzieć. Sylwester do dupy. Położyłam dziecko i siedzę w necie. Znów sama. Jest 21 - przyjechał. Obrażony. Wyszłam z domu zapalić. Jak przyszłam powiedziałam mu że tak się nie robi, że trzeba było porozmawiać i odwołalibyśmy tego sylwestra z sąsiadami. Nic cisza, sylwester w milczeniu. Normalnie brak słów.
1 prawie się nie widzieliśmy bo pracowałam, a on z dzieckiem w domu. Dopiero potem mnie przeprosił, że nie na mnie był zły tylko na sąsiadkę bo popsuła nam sylwestra. Tylko że mnie się oberwało. Jakbym była winna eh.. a przecież można było wspólnie wymyslec jakaś wymówkę i spędzić tego sylwestra razem. no cóż
Potem już było normalnie. Codzienność. Mąż w delegacji a ja pojechałam do ciotki w odwiedziny. Powtórzyła mi słowa teściowej: "oni się chyba rozwiodą bo on jej wcale nie chce słuchać". Nie wiem czemu ale bardzo zabolały mnie te słowa. Rozwiodą? Czyżby wiedziała coś więcej niż ja.. nikt nie mówił o rozwodzie.. nie wiem co myśleć. Były burze ale mimo tego zawsze jakoś dochodzimy do porozumienia... Kiedyś pan mąż powiedział, że mimo że się kłócimy to bardzo mnie kocha. Mimo to czasem ma takie zagrania że ręce opadają..
I sama nieraz zadaje sobie pytanie..co przyniesie przyszłość? Nie wiem.. wszystko jest skomplikowane..miłość nie jest łatwa.. jak mawiała moja babcia...życie to nie jest bajka..oj tak to jest bitwa o kolejny dzień, o miłość.
Czy chce walczyć o naszą rodzinę? Tak, chcę ale nie za wszelka cenę.
Mam nadzieję, że spełni się moje marzenie o dwojgu staruszkach.. a życie pokaże jak będzie...
Dodaj komentarz